Hej, droga społeczności. 😀
Dawno mnie tu nie było, ale jakoś albo brakowało weny, albo czasu. Tydzien temu znów byłam u mojego chłopaka,
tym razem dlatego, że jego siostra zaprosiła mnie na osiemnastkę. Tak to ja się dawno nie bawiłam,
przy okazji poznałam pozytywnie zakręconych ludzi. Siedzieliśmy przy grillu na działce od szesnastej
do wpół do pierwszej. Następnego dnia wstałam o dziesiątej, więc myślę, że to stosunkowo niezły wynik.
Miałam wracać w niedzielę, ale tak mnie rodzeństwo ładnie prosiło, że z miłą chęcią zostałam do wtorku.
Wróciłam niestety chora, sądzę zresztą, że nie przez imprezę, ale przez to, że zaraziłam się od mojej
siostry, którą rozłożyło jeszcze przed moim wyjazdem.
W środę pół dnia czułam się tak, jakbym miała gorączkę, choć nie wiem tego na pewno, ale teraz wracam
do życia.
Pora przejść do tego, skąd wziął się tytuł. Otóż rodzice zrobili dziś tak potężne zakupy, jakby szykowali
się na wojnę. Nie mam pojęcia, ile toreb im wyszło, ale to masakra. Właśnie jestem po kolacji i przewiduję,
że już nic dziś nie zjem.
Jeszcze coś miałam… Postaram się na dniach zaskoczyć Was surprisem, jednak na razie nic więcej nie
zdradzę, chociaż… Mała podpowiedź: spójrzcie na listę kategorii, a nóż rzuci się Wam w oczy nazwa na
"r". Na ten moment tyle w temacie. ;P 🙂
Tymczasem życzę Wam dobrej nocy, ano i jeśli macie jakiś sposób na wznowienie weny, to dzielcie się w
komentarzach. Będę dozgonnie wdzięczna. <3
Dekalog sknery
Witajcie ponownie.
Mam nadzieję, że nie obrażę niczyich uczuć religijnych. Kiedyś dostałam to od koleżanki i męczyłam dziś
Google dopóty, dopóki tego nie wyszukałam.
Jam jest skarbnik twój, który cię wywiódł z fałszywego banku, z domu oszustów.
1. Nie będziesz miał żadnych banknotów przede mną.
2. Nie będziesz wybierał wypłaty z konta bankowego MOJEGO bez pozwolenia (którego NIGDY nie uzyskasz).
3. Pamiętaj, abyś płacił mi podatki.
4. Czcij sejf i banknot swój.
5. Nie wydawaj pieniędzy na pierdoły.
6. Nie podkradaj innym kilku banknotów (weź od razy wszystkie).
7. Nie zostawiaj na chodniku groszaków (one też są wartościowe).
8. Nie upominaj się o wypłatę (o wypłatę trzeba się wykłócać!).
9. Nie pożądaj wypłaty MOJEJ.
10. Ani żadnej rzeczy, która MOJA jest.
Sinead o’Connor – In this heart
Hej po dłuższej przerwie.
Utworek z tytułu znam od jakiegoś czasu, ale dziś jakoś szczególnie mnie prześladuje. Szczerze mówiąc,
Sinead nie jest moją ulubioną artystką, ale za tę piosenkę bardzo ją szanuję, poza tym sama w sobie jakoś
mnie wycisza, nie wspominając już o tym, że pojawia się w niej podział na głosy, który według mnie ją
ubogaca. OK, dość tego, bo i tak się za dużo zachwycam. Jak zawsze, czekam na Wasze komentarze tudzież
spostrzeżenia.
Pozdrawiam, miłego wieczoru. 😀
Radość w pełni
Witajcie.
Nie wiem, czy to dobrze, że ostatnio tytuły moich wpisów koncentrują się na emocjach, ale cóż, jest jak
jest, a raczej nie zastanawiam się nad nimi, tylko nad treścią.
Miałam zamiar podjąć wyzwanie o rzeczach, które czynią mnie szczęśliwą, ale w dużej mierze powtórzyłabym
wypowiedzi poprzedników, wobec czego postaram się po prostu wpleść to w dzisiejszy dzień.
Popołudniu jadę do mojego chłopaka, więc od rana jestem, rzec można, w euforycznym nastroju. Moniu, jest
taki przymiotnik? Dobra, mniejsza z tym, jeśli nie ma, to właśnie go stworzyłam. Kontynuując, zawsze,
kiedy mamy się spotkać, zwłaszcza po dłuższym odstępie czasu, to jestem przeszczęśliwa. Nieważne, że
tym razem będę u niego dość późno i prawdopodobnie nie będę miała na nic siły. Tak uprzedzam, jeśli ktoś
chce mi zepsuć nastrój, to niech nawet nie próbuje. 😛 OK, to chyba nie było zabawne, prawda?
Matko, te moje dygresje… Jak tak dalej pójdzie, to będę tak pisać do szesnastej i spóźnię się na bus.
Do sedna, Hazel, do sedna, bo ludzie przestaną śledzić Twojego bloga. 🙂
Idąc za ciosem, uwielbiam spędzać czas z ludźmi, tak dosłownie. Kontakt wirtualny mi nie wystarcza, nawet
jeśli jest bardzo częsty. Kocham dyskusje, zarówno na błahe tematy, jak i te bardziej skomplikowane. Nie razi
mnie, kiedy ktoś ma odmienne zdanie i nie mam potrzeby, żeby na siłe przekonywać go do swoich racji.
Sądzę, że między innymi właśnie w tym tkwi piękno: że się od siebie różnimy. Grunt, żeby wymiana poglądów
była kulturalna.
Szczęście przynosi mi również pomaganie innym. Myślę, że nie jestem w tym porywająco dobra, ale mimo
wszystko mam z tego ogromną satysfakcję. Jakieś 3 lata temu dopadł mnie kryzys życiowy, taki poważny,
i wtedy też mówiłam sobie, że skoro dla siebie już nic nie zrobię, to chociaż będę dla innych…
No i co, Hazel? Znów zbaczasz z głównego wątku. O szczęściu miało być, nie o dołach!
Śpiew. Coś mi się wydaje, że wspominałam o tym gdzieś na początku tutejszej blogowej przygody, ale uwielbiam,
wręcz kocham śpiewać. Tego nie da się racjonalnie wyjaśnić. Często poprawia mi to humor i sprawia, że
łatwiej mi pozbyć się negatywnych odczuć, na przykład po ciężkim dniu. Zwykle śpiewam w domu, ponieważ
w akademiku nie bardzo mam warunki. Przeważnie robię to, gdy jestem sama, chociaż nie tylko, ale wiem,
że jak ktoś w domu śpi, to trzeba to odłożyć na później. 😀
Jestem także szczęśliwa, kiedy mogę sobie w spokoju poczytać. Ostatnio nie jest to nic nowego, raczej
wracam do tych książek, z którymi zapoznałam się kiedyś. Największą moją opsesją jest wczuwanie się w
położenie bohaterów, szczególnie wówczas, gdy się z kimś utożsamiam. Wtedy to już koniec, zdarza mi się
nawet płakać nad lekturą. Widocznie nadwrażliwce tak mają, a z wiekiem pewnie będzie tylko gorzej. ;P
Znikam już, przydałoby się dokończyć pakowanie.
Pozdrówki. 😉
Ashes Remain – Right here
Witajcie.
Zachęcam Was do posłuchania nowego avatara. Nie wiem, czy potrafię wyjaśnić, za co tak uwielbiam tę piosenkę.
Może za to, że towarzyszyła mi nie raz w trudnych chwilach, a może za fakt, że można ją interpretować
na kilka sposobów, jednak o tym nie będę się rozpisywać. Jakie Wy macie pomysły? Kto się zwraca i do
kogo?
Pozdrawiam. 😀
Nowy dzień
Witajcie.
Dziś przychodzę z jakąś dawką uśmiechu. Wprawdzie niezbyt wielką, ale nie wszystko od razu.
Sytuacja, o której skrobałam wczoraj jest na dobrej drodze do happy endu, więc pozostaje mi mieć nadzieję,
że ten kierunek się utrzyma.
Dziś rano byłam u fryzjera, a potem na zakupach z mamą. W tym miejscu muszę opowiedzieć małą anegdotę.
Stoję sobie, pilnując koszyka i czekając na mamę, która poszła czegoś szukać i nagle podchodzi do mnie
starsza pani, pytając uprzejmie, czy mogę jej przeczytać, ile kosztują nektarynki, bo ona nie widzi.
Wiedziałam, że być może zabrzmi to ironicznie, ale odpowiedziałam, że ja też nie, ale że zaraz przyjdzie
moja mama i może jej pomóc. Rozbawiło mnie to jakoś. 🙂
Aktualnie siedzę sobie przy laptopie i zamierzam zrobić – ostatnio prawie codzienny – research różnych
interesujących audycji po angielsku. Btw, przedwczoraj byłam more than happy, bo koleżanka wysłała mi
linki do kilku stron z podcastami o baardzo zróżnicowanym zakresie tematycznym.
OK, kończę, ponieważ póki co wyczerpała mi się wena, a na randomowe wpisy w rodzaju tych, które pisze
Moosbish też brak mi inwencji twórczej.
Pozdrawiam Was ciepło.
Jeszcze chwila…
Hej wszystkim.
Za chwilę mnie rozniesie. Właściwie nie wiem, po co to piszę. Chyba tylko po to, żeby poczuć ulgę, bo, jak mówią, co ma być, to
będzie i tak…
MIałam nadzieję, że ten tydzień okaże się spokojny, że po prostu szybko zleci do piątkowego wyjazdu i
już. A tu proszę. NIe chcę wchodzić w szczegóły, ale po informacji, która niedawno do mnie dotarła rozbolała
mnie głowa. Z nerwów, ze zmartwienia, nie wiem… MOże i dobrze, że na Eltenie nie ma funkcji "jak się
czujesz", jak na Facebooku, bo jedna emocja na pewno nie opisałaby mojego stanu.
Przez moment mnie nie było, ale miałam telefon. Jest nadzieja, że wszystko wyjdzie na prostą, jednak
dopóki się kwestia nie rozwiąże, to będę miała wciąż rozstrój wewnętrzny.
Idę zaraz zjeść. Pa.
Za długo już siedzę w tym domu
Witajcie.
Wiem, że tytuł mówi za siebie, jednak nie było innego, bardziej błyskotliwego pomysłu.
Przyznam, że taki stan rzeczy utrzymuje się bez żadnego konkretnego powodu. To znaczy… Tak, tak, teraz
będę plątać się w zeznaniach. NIe chodzi o to, że w domu jest mi źle. Minęły już czasy, kiedy to nudziłam
się całymi dniami. Teraz umiem znaleźć sobie mniej lub bardziej konstruktywne zajęcia, ale czuję, że
mi to nie wystarcza, nie przynosi aż takiej satysfakcji jak bym chciała. Wprawdzie w czerwcu miałam serdecznie
dość nauki, jednak prawda jest taka, że rok szkolny nadaje życiu jakiś rytm. Wczoraj nawet pisałam o
tym z kumpelą z roku i twierdzi, że ma tak samo, więc to prawdopodobnie globalny problem. 😛
Btw, tydzień temu, może niecały, dowiedziałam się, że Sylwia w drugim semestrze wyjeżdża na Erasmusa
na Węgry. Wiem, że podałam imię, ale mam nadzieję, że nikt mnie za to nie zabije, tym bardziej, że Sylwie
na roku mamy dwie, przy czym tę drugą znam słabiutko. Żadnych danych personalnych nie podałam. 🙂
OK, wracając do sedna, to… Nie oceniajcie mnie
pochopnie. Cieszę się, że zwiedzi kawałek świata, że pozna nowe osoby i ogólnie zainwestuje w swój rozwój,
nazwijmy to tak trochę górnolotnie. Kłopot w tym, że mam taki charakter, że bardzo zżywam się z innymi.
Wprawdzie nie przywiązuję się tak łatwo i szybko jak dawniej, jednak efekt pozostaje taki sam. Oczywiście
są również inni ludzie, ale to do niej przyzwyczaiłam się najbardziej. Wiecie, byłam sobie takim biednym,
niewidomym, zagubionym dzieckiem. Nie no, żartuję haha. W każdym razie na początku nie wiedziałam co,
gdzie i jak, czując się jak w środku dżungli. Poznałyśmy się na którymś wykładzie – aktualnie nie kojarzę,
czy było to kulturoznawstwo, czy historia Anglii i USA, choć jestem skłonna przychylić się w stronę opcji
A – jednak liczy się fakt, że od samego początku rozmawiało nam się jakoś naturalnie. Po jakimś czasie,
na tym samym wykładzie, zaproponowałam, żebyśmy znalazły siebie nawzajem na Facebooku i okazało się,
że ona myślała o tym samym. Dalsza historia
potoczyła się swoim własnym torem.
Lubię ją właściwie za wszystko: że śmieje sie z moich niewidomkowych dowcipów (tych, którzy nie wiedzą,
w czym rzecz odsyłam do pierwszego wpisu); że nawijamy sobie o poglądach na życie i nie tylko; za to, że jest taka
ambitna i kochana… No i oczywiście za to, że podczas sesji letniej cytowała mi sentencję: "Keep calm
and carry on". Dla ścisłości, zacytowała mi ją raptem raz, ale potem często do tego wracałam.
Dobra, idę coś poczytać albo… Nie wiem.
Trzymajcie się.
PS: Byle do końca sierpnia…
Plumb – Need you now (how many times)
Witajcie.
Dziś nie miało być nowego avatara, to znaczy nie miałam tego w planach, jednak ten kawałek chodzi za mną od paru godzin i nie może się odczepić. Znam go już dłuższy czas, ale bardzo dawno go nie słuchałam. Podoba mi się zwłaszcza tekst, a Wy co sądzicie?
Pentatonix – Hallelujah
Witajcie.
Wpis z założenia miał być avatarowy, ale pozwolę sobie nadmienić, że wracam do świata żywych. Jeszcze
nie bardzo mogę śpiewać, nad czym ubolewam, ale sądzę, że niebawem się to zmieni.
Dziś w moim avatarze ulubione wykonanie tego pięknego utworu z tytułu wpisu. Tak, napisałam ulubione,
a skoro ja wolę coś od oryginału, to naprawdę muszę być tym zachwycona. Btw, wszystko przez mój dziwny
sen:
Otóż stałam sobie w jakiejś wielkiej sali i śpiewałam to z jakimiś ludźmi, których chyba nie znałam.
Nie mam bladego pojęcia, jak się tam znalazłam i z jakiej okazji, ponieważ typowego koncertu zdecydowanie
to nie przypominało, prędzej zwykły spontan, jednak być może to efekt przemęczenia, bo wczoraj bardzo
źle spałam w nocy.
Na koniec mała dygresja: nie żebym coś miała do polskiego tłumaczenia, bo jest ładne, ale wydaje mi się,
że ta piosenka coś traci przy przekładzie. NIe pytajcie co, nie umiem tego ubrać w słowa. Zresztą, pewnie
przesadzam, ale to już początki zboczenia filologicznego. 🙂
Życzę Wam dobrego popołudnia. 😀