IV
– Zabrałem cię tu pod
warunkiem, że będziesz trzymać buzię na kłódkę.
– Pamiętam o tym, chociaż i tak uważam, że jesteś zwykłym oszustem!
– Jeśli się ktoś dowie…
– Nie dam się szantażować!
– To ona pozna i twoją tajemnicę!
Chłopak i dziewczyna ewidentnie się kłócili. To, co słyszałam było naprawdę dziwne. Próbowałam się poruszyć, jednak ból był nie do zniesienia. Nagle otworzyły się drzwi. Dobiegły mnie odgłosy szamotaniny i podniesiony kobiecy głos brzmiący jakby znajomo:
– Co wy wyprawiacie? Kto wam pozwolił tu wejść? Ona potrzebuje spokoju. Zejdźcie mi z oczu.
Wszystko ucichło.
– Obódź się – przemówił ten sam głos, co przedtem, po czym ponownie straciłam świadomość.
* * *
– Panie doktorze, co jej dokładnie jest?
– Trzy złamane żebra, złamanie otwarte prawej nogi, liczne rany powierzchowne, wstrząs mózgu…
– Co takiego?! Czy pan…
– W tak poważnych kwestiach nigdy nie żartuję. Ma także pęknięcie czaszki. W samochodzie znaleziono jej zawiązane buty. Siła rozpędu wystrzeliła ją jak z katapulty. To cud, że żyje.
– Czy najgorsze ma już za sobą?
– Dwie następne doby będą decydujące. Na ten moment nie umiemy oszacować, jak rozległe jest uszkodzenie mózgu i jak to wpłynie na jej codzienne funkcjonowanie.
Kobieta załkała.
– Nie traćmy nadziei. Niech pani odpocznie.
– Nie odejdę, póki się nie ocknie, a jeśli ma umrzeć… Chcę być przy niej do końca.
Drzwi się zamknęły, a ja znów zapadłam się w niebyt.
* * *
– Hazel, otwórz wreszcie te cholerne oczy. Słyszysz? Nie poddawaj się…
Uniosłam z wysiłkiem powieki i ujrzałam jakiegoś bruneta.
– Kim… Kim jesteś?
Spojrzał na mnie przerażony.
– Nie poznajesz mnie? Roger Brown, twój… Zbzikowany kolega.
– Nie – odparłam kompletnie zdezorientowana. – Ja… Ja… Nic nie pamiętam. Co się stało?
– Miałaś wypadek. Odpoczywaj i ani mi się waż wstawać. Idę po lekarza.
Po chwili wrócił w towarzystwie mężczyzny w średnim wieku.
– Witaj, młoda damo – odezwał się ten drugi. – Idźmy po kolei. Jak się nazywasz?
Zastanowiłam się.
– Hazel Wind.
– Gdzie mieszkasz? – pytał dalej.
– No… W Vancouver.
– A adres?
Zagryzłam wargi.
– Nie wiem.
– Jak mają na imię twoi rodzice?
Milczałam bliska łez.
– Podaj datę swoich urodzin.
– Szesnasty lipca 1996.
Do sali wsunęła się kolejna osoba.
– Skarbie, w końcu się obudziłaś… – westchnęła z ulgą.
– A to kto? – zerknęłam podejrzliwie na Rogera.
– Jestem Sally, twoja ciotka – odpowiedziała kobieta drżącym głosem.
– Sally – powtórzyłam. – To imię nic mi nie mówi.
Wpatrzyła się we mnie w osłupieniu, a Roger dyskretnie wycofał się z sali. Ukryłam twarz w dłoniach. Nie żebym komukolwiek źle życzyła, ale dlaczego to musiało się właśnie mnie przydarzyć? Jak miałam komukolwiek zaufać, nie posiadając prawie żadnych wspomnień? Gdy zamknęłam oczy, usłyszałam jak kobieta siada na krześle.
– Kiedy wydobrzejesz, zamieszkasz ze mną… Śpij… – szepnęła.
– Nie teraz – nakazałam sobie.
Miałam tyle do przemyślenia. Jak tu dalej żyć? I te strzępy rozmów… Nie byłam w stanie przywołać szczegółów. W końcu się poddałam – zmęczenie wzięło górę.
***
Kiedy wyzwoliłam się z objęć Morfeusza, było jeszcze zupełnie ciemno. Zapaliłam lampkę nocną i sięgnęłam po komórkę. Zamrugałam, widząc, że mam Rogera w kontaktach. Napisałam do niego z niezwykle istotnym o tej porze pytaniem: czy śpi. Po minucie zadzwonił.
– Tak? – spytałam zaskoczona.
– Co się stało?
Zrobiło mi się okropnie głupio.
– Właściwie to nic, tylko… Skoro figurujesz w moim telefonie, to chyba rzeczywiście jesteś moim kumplem.
– Mogłem sam ci wpisać – odparł rozbawiony.
– Mi wcale nie jest do śmiechu – stwierdziłam.
– Wybacz – uspokoił się natychmiast. – Na pewno wszystko gra?
– Jasne – odpowiedziałam. – Po prostu wczoraj zasnęłam koło ósmej. A ty dlaczego nie śpisz jak normalny człowiek?
– Dzięki. Właśnie mianowałaś mnie kretynem.
– Nie zmieniaj tematu.
– Nie mogę i tyle – odrzekł niepewnym tonem.
– A ja jestem gwiazdą Hollywood – mruknęłam.
– Oo, świetnie.
– Nie wychwyciłeś ironii? Trudno mi uwierzyć, że się kolegujemy. Jesteś strasznie irytujący – zbeształam go.
– Za to ty szczera do bólu.
– Przyzwyczaj się. Znamy się od początku roku, tak? – odgadłam.
– Strzał w dziesiątkę. Do czego pijesz?
– Przypuszczam, że nie zdążyliśmy się jakoś bardzo zaprzyjaźnić?
– No – przyznał niechętnie. – Niestety. Słuchaj, Hazel, naprawdę ci współczuję i…
– Dziękuję, ale nie chcę się nad sobą użalać – przerwałam mu. – Chodzi mi o coś innego. Wiesz, mam wrażenie, że ludzie będą mi teraz wmawiać różne rzeczy, myśląc, że wszystko połknę, skoro straciłam pamięć.
Nie odzywał się tak długo, że nie wiedziałam, jakiej reakcji oczekiwać.
– Nie bój się – przemówił w końcu. – Pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo, możesz na mnie liczyć.
Odebrało mi głos.
– Jesteś tam? – spytał.
– Tak – odparłam cicho. – Naprawdę ci dziękuję.
– Nie ma za co.
– Jest.
– Nie dyskutuj, panno Wind.
– Bo co?
– Bo cię już nie odwiedzę.
– Jeśli to miał być żart, to masz specyficzne poczucie humoru – odpowiedziałam urażona. – Nikt ci nie każe.
– Przepraszam.
– Nie przepraszaj, tylko po prostu nie rzucaj takimi tekstami, jeśli łaska.
– Chciałem ci jakoś pomóc.
– Wiem – westchnęłam. – Ale proszę cię, nie tak.
– W porządku – odrzekł spokojnie. – Co jeszcze cię gryzie?
Wahałam się, czy opowiadać mu o tamtej sprzeczce między dziewczyną a chłopakiem, lecz ostatecznie się przemogłam, mimo że nadal nie pamiętałam konkretów.
– Interesujące. Na obecną chwilę nikt mi się nie nasuwa, ale jeśli tylko się czegoś dowiem, dam ci znać.
– Super – ucieszyłam się, a po chwili dodałam, ziewając:
– Chyba jeszcze się zdrzemnę.
– Pa pa, Hazel.