Kategorie
Moja twórczość, nie tylko radosna Odnajdź drogowskaz

Wstęp i rozdział I

Witajcie.
Wrzucam Wam to, póki nie wyparowały resztki mojej odwagi. Z góry przepraszam za wszystkie niedociągnięcia,
ale jestem tylko człowiekiem, a poza tym pisałam to w dość trudnym okresie mojego życia, więc może być
chwilami dość filozoficznie. I tak poprawiłam to najlepiej jak potrafiłam. Miłej lektury.

"Są takie cierpienia, których nie powinno się uśmierzać. Trzeba się z nimi uporać, trzeba się z nimi nawet pogodzić". (Rick Riordan)

Wstęp

Życie często zmienia narzucony przez nas kurs. Przypomina istną sieć, na którą składają się nasze decyzje. Nieraz przychodzi nam stanąć przed różnymi wyborami. Z początku pomagają nam najbliżsi, później szkolni znajomi, lecz im bardziej dorastamy, tym więcej zależy od nas samych. Wbrew pozorom nasz los w dużej mierze spoczywa w naszych własnych rękach, pojawiają się jednak trudności (zarówno te mniejsze, jak i większe), a najbardziej skomplikowanym zadaniem jest dostrzeżenie w tym wszystkim sensu. Osobiście jestem zdania, że to wręcz niemożliwe…

I

Ostatnia lekcja wlokła się w nieskończoność. W pierwszym dniu nauki miałam już wszystkiego po dziurki w nosie. Wszyscy ciągle się na mnię gapili i zasypywali pytaniami. Do pewnego stopnia to rozumiałam, gdyż nowi na początku zawsze są w centrum uwagi, lecz miałam cichą nadzieję, że okażę się szczęściarą, czyli wyjątkiem od reguły. A gdzie tam. Nie chciałam wyjść na dziwadło, jednak nie należałam do osób rozmownych. Nie chodziło o jakieś uprzedzenia czy coś, po prostu taka byłam z natury. Odpowiadałam zatem każdemu cierpliwie, uśmiechając się przy tym promiennie, choć wzbierała we mnie irytacja.
Siedziałam teraz na biologii pochylona nad pisaną notatką i cieszyłam się, że pani Castellan – w przeciwieństwie do pozostałych nauczycieli – nie zrobiła szumnego, oficjalnego powitania. Wyczytała mnie tylko z listy i omiotła wzrokiem. Nie umiałam rozszyfrować jej miny, toteż nie miałam pojęcia, jakie wywarłam na niej wrażenie. Na dźwięk wytęsknionego dzwonka aż podskoczyłam, po czym czym prędzej zgarnęłam swoje rzeczy do plecaka. Ktoś zatrzymał mnie zaledwie parę kroków od drzwi.
– Zaczekaj, Hazel.
Odwróciłam się gotowa wyjechać z porównaniem o przesłuchaniach, gdyby chłopak okazał się kolejnym dręczycielem. Wyglądał jednak na tak zakłopotanego, iż uznałam, że zamienię z nim kilka słów.
– Nieśmiały jak ty – powiedziała jakaś maleńka część mnie, ale postanowiłam ją zlekceważyć.
– Jak… – zająknęłam się. – Jak masz na imię?
Chyba nie tego się spodziewał.
– Roger.
Wpatrywał się w moją twarz z takim zdumieniem, że rozważałam, czy nie powinnam się oburzyć. Nagle pojęłam, o co chodzi.
– Tak, mam zielone oczy – oświadczyłam obojętnie.
– Niespotykany kolor – stwierdził, na co skierowałam spojrzenie na swoje trampki.
– Zgadza się – odparłam, unosząc po chwili wzrok. – Ale byłabym wdzięczna za odrobinę mniej zainteresowania.
Rany, czy ja naprawdę to powiedziałam? Moja nieufność i czasem zbyt cięty język (to jest gdzieś raz na pół roku, więc co za pech, że akurat dziś!) równały się katastrofie. Wyszłam z klasy świadoma, że policzki płoną mi ze wstydu.
– Nie złość się! – zawołał, doganiając mnie.
Spojrzałam na niego przepraszająco.
– Nie w tym rzecz. Ja tylko… Nie przepadam za komplementami.
– Aha – wymamrotał; w jego głosie usłyszałam skrajne niedowierzanie.
– Wiem, jestem inna – podsumowałam.
– Tego nie powiedziałem – zaoponował.
– Ale ja tak twierdzę – odparłam trochę zbyt ostro.
– W takim razie jesteś w błędzie.
Skręciłam w stronę szatni.
– Przecież mnie nie znasz – zamyśliłam się.
– No, nie za bardzo – przyznał.
– To dlaczego…
– To po tobie widać. Problemy z samooceną – uniósł brwi.
– Coś w tym rodzaju – odrzekłam krótko, nie mając ochoty się w to zagłębiać.
– Znów jesteś zła?
Westchnęłam.
– Nie potrafię gadać o sobie – zerknęłam na zegarek. – Wybacz, muszę lecieć.
– Masz plany na popołudnie? – spytał, wkładając kurtkę.
– Nic szczególnego – starałam się być przekonująca.
– To może…
– Kiedy indziej – ucięłam, po czym zarzuciłam szkolny ekwipunek na ramiona.
– No… OK – zgodził się niechętnie.
– Do jutra – rzuciłam, przyspieszając kroku. – Nie przejmuj się, któregoś dnia coś wykombinujemy.

* * *

Wszedłszy do domu, usłyszałam wołanie babci:
– To ty, Hazel?
Uśmiechnęłam się. Chyba poznawała mnie po krokach. Tak naprawdę była moją jedyną towarzyszką i zarazem bratnią duszą. Rodzice pracowali jako biznesmeni. Ciągle mieli jakieś spotkania i wyjazdy, toteż nie starczało im dla mnie czasu. W końcu się do tego przyzwyczaiłam i nie wnikałam, gdzie i po co dokładnie się udają.
– Tak! – odkrzyknęłam.
– Jak tam pierwszy dzień? – zagadnęła, gdy już w najlepsze pałaszowałam zupę.
– Wielkie halo wokół mojej osoby – oznajmiłam. – Jakbym…
– Jesteś wyjątkowa – wpadła mi w słowo.
Nie podzielałam jej opinii, lecz byłam wdzięczna za każde wsparcie.
– Dzięki – odpowiedziałam.
– Poznałaś kogoś miłego?
Zawahałam się.
– Najdłużej rozmawiałam z takim Rogerem.
Na jej twarzy wykwitł półuśmiech.
– To znaczy ile?
Nałożyłam sobie dokładkę.
– Przez około dziesięć minut.
– No, no, robisz postępy.
– Chyba tak – wzruszyłam ramionami i przyjrzałam się jej uważniej.
– Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakoś… Niewyraźnie.
– Kochanie, kiedyś byłam piękna i młoda. Teraz zostało tylko i – zachichotała. – Nie martw się. Dużo dzisiaj spałam.
Nie dałam się zwieść. Patrzyłam jej prosto w oczy, jednak pozostała nieugięta.
– Połóż się wcześniej – zasugerowałam.
– Kto tu jest dzieckiem?
Zatkało mnie, ale tylko na chwilę.
– Powinnyśmy opiekować się sobą wzajemnie – rzekłam.
– Masz rację – odezwała się wreszcie.
Wstawiłam naczynia do zmywarki, po czym przytuliłam się do niej.
– Idę poczytać.
– Co tym razem masz na tapecie?
– Jestem na samym początku. Jeśli będzie co, opowiem ci przy kolacji albo rano podczas śniadania.
Przytaknęła i poszła się zdrzemnąć, a ja (mimo młodej godziny) po wykonaniu wieczornych czynności wpełzłam do łóżka w towarzystwie kolejnej porywającej książki. Ani się spostrzegłam, jak zasnęłam kamiennym snem.

EltenLink