Witajcie.
Zachęcam Was do posłuchania nowego avatara. Nie wiem, czy potrafię wyjaśnić, za co tak uwielbiam tę piosenkę.
Może za to, że towarzyszyła mi nie raz w trudnych chwilach, a może za fakt, że można ją interpretować
na kilka sposobów, jednak o tym nie będę się rozpisywać. Jakie Wy macie pomysły? Kto się zwraca i do
kogo?
Pozdrawiam. 😀
Miesiąc: sierpień 2017
Nowy dzień
Witajcie.
Dziś przychodzę z jakąś dawką uśmiechu. Wprawdzie niezbyt wielką, ale nie wszystko od razu.
Sytuacja, o której skrobałam wczoraj jest na dobrej drodze do happy endu, więc pozostaje mi mieć nadzieję,
że ten kierunek się utrzyma.
Dziś rano byłam u fryzjera, a potem na zakupach z mamą. W tym miejscu muszę opowiedzieć małą anegdotę.
Stoję sobie, pilnując koszyka i czekając na mamę, która poszła czegoś szukać i nagle podchodzi do mnie
starsza pani, pytając uprzejmie, czy mogę jej przeczytać, ile kosztują nektarynki, bo ona nie widzi.
Wiedziałam, że być może zabrzmi to ironicznie, ale odpowiedziałam, że ja też nie, ale że zaraz przyjdzie
moja mama i może jej pomóc. Rozbawiło mnie to jakoś. 🙂
Aktualnie siedzę sobie przy laptopie i zamierzam zrobić – ostatnio prawie codzienny – research różnych
interesujących audycji po angielsku. Btw, przedwczoraj byłam more than happy, bo koleżanka wysłała mi
linki do kilku stron z podcastami o baardzo zróżnicowanym zakresie tematycznym.
OK, kończę, ponieważ póki co wyczerpała mi się wena, a na randomowe wpisy w rodzaju tych, które pisze
Moosbish też brak mi inwencji twórczej.
Pozdrawiam Was ciepło.
Jeszcze chwila…
Hej wszystkim.
Za chwilę mnie rozniesie. Właściwie nie wiem, po co to piszę. Chyba tylko po to, żeby poczuć ulgę, bo, jak mówią, co ma być, to
będzie i tak…
MIałam nadzieję, że ten tydzień okaże się spokojny, że po prostu szybko zleci do piątkowego wyjazdu i
już. A tu proszę. NIe chcę wchodzić w szczegóły, ale po informacji, która niedawno do mnie dotarła rozbolała
mnie głowa. Z nerwów, ze zmartwienia, nie wiem… MOże i dobrze, że na Eltenie nie ma funkcji "jak się
czujesz", jak na Facebooku, bo jedna emocja na pewno nie opisałaby mojego stanu.
Przez moment mnie nie było, ale miałam telefon. Jest nadzieja, że wszystko wyjdzie na prostą, jednak
dopóki się kwestia nie rozwiąże, to będę miała wciąż rozstrój wewnętrzny.
Idę zaraz zjeść. Pa.
Za długo już siedzę w tym domu
Witajcie.
Wiem, że tytuł mówi za siebie, jednak nie było innego, bardziej błyskotliwego pomysłu.
Przyznam, że taki stan rzeczy utrzymuje się bez żadnego konkretnego powodu. To znaczy… Tak, tak, teraz
będę plątać się w zeznaniach. NIe chodzi o to, że w domu jest mi źle. Minęły już czasy, kiedy to nudziłam
się całymi dniami. Teraz umiem znaleźć sobie mniej lub bardziej konstruktywne zajęcia, ale czuję, że
mi to nie wystarcza, nie przynosi aż takiej satysfakcji jak bym chciała. Wprawdzie w czerwcu miałam serdecznie
dość nauki, jednak prawda jest taka, że rok szkolny nadaje życiu jakiś rytm. Wczoraj nawet pisałam o
tym z kumpelą z roku i twierdzi, że ma tak samo, więc to prawdopodobnie globalny problem. 😛
Btw, tydzień temu, może niecały, dowiedziałam się, że Sylwia w drugim semestrze wyjeżdża na Erasmusa
na Węgry. Wiem, że podałam imię, ale mam nadzieję, że nikt mnie za to nie zabije, tym bardziej, że Sylwie
na roku mamy dwie, przy czym tę drugą znam słabiutko. Żadnych danych personalnych nie podałam. 🙂
OK, wracając do sedna, to… Nie oceniajcie mnie
pochopnie. Cieszę się, że zwiedzi kawałek świata, że pozna nowe osoby i ogólnie zainwestuje w swój rozwój,
nazwijmy to tak trochę górnolotnie. Kłopot w tym, że mam taki charakter, że bardzo zżywam się z innymi.
Wprawdzie nie przywiązuję się tak łatwo i szybko jak dawniej, jednak efekt pozostaje taki sam. Oczywiście
są również inni ludzie, ale to do niej przyzwyczaiłam się najbardziej. Wiecie, byłam sobie takim biednym,
niewidomym, zagubionym dzieckiem. Nie no, żartuję haha. W każdym razie na początku nie wiedziałam co,
gdzie i jak, czując się jak w środku dżungli. Poznałyśmy się na którymś wykładzie – aktualnie nie kojarzę,
czy było to kulturoznawstwo, czy historia Anglii i USA, choć jestem skłonna przychylić się w stronę opcji
A – jednak liczy się fakt, że od samego początku rozmawiało nam się jakoś naturalnie. Po jakimś czasie,
na tym samym wykładzie, zaproponowałam, żebyśmy znalazły siebie nawzajem na Facebooku i okazało się,
że ona myślała o tym samym. Dalsza historia
potoczyła się swoim własnym torem.
Lubię ją właściwie za wszystko: że śmieje sie z moich niewidomkowych dowcipów (tych, którzy nie wiedzą,
w czym rzecz odsyłam do pierwszego wpisu); że nawijamy sobie o poglądach na życie i nie tylko; za to, że jest taka
ambitna i kochana… No i oczywiście za to, że podczas sesji letniej cytowała mi sentencję: "Keep calm
and carry on". Dla ścisłości, zacytowała mi ją raptem raz, ale potem często do tego wracałam.
Dobra, idę coś poczytać albo… Nie wiem.
Trzymajcie się.
PS: Byle do końca sierpnia…
Plumb – Need you now (how many times)
Witajcie.
Dziś nie miało być nowego avatara, to znaczy nie miałam tego w planach, jednak ten kawałek chodzi za mną od paru godzin i nie może się odczepić. Znam go już dłuższy czas, ale bardzo dawno go nie słuchałam. Podoba mi się zwłaszcza tekst, a Wy co sądzicie?
Pentatonix – Hallelujah
Witajcie.
Wpis z założenia miał być avatarowy, ale pozwolę sobie nadmienić, że wracam do świata żywych. Jeszcze
nie bardzo mogę śpiewać, nad czym ubolewam, ale sądzę, że niebawem się to zmieni.
Dziś w moim avatarze ulubione wykonanie tego pięknego utworu z tytułu wpisu. Tak, napisałam ulubione,
a skoro ja wolę coś od oryginału, to naprawdę muszę być tym zachwycona. Btw, wszystko przez mój dziwny
sen:
Otóż stałam sobie w jakiejś wielkiej sali i śpiewałam to z jakimiś ludźmi, których chyba nie znałam.
Nie mam bladego pojęcia, jak się tam znalazłam i z jakiej okazji, ponieważ typowego koncertu zdecydowanie
to nie przypominało, prędzej zwykły spontan, jednak być może to efekt przemęczenia, bo wczoraj bardzo
źle spałam w nocy.
Na koniec mała dygresja: nie żebym coś miała do polskiego tłumaczenia, bo jest ładne, ale wydaje mi się,
że ta piosenka coś traci przy przekładzie. NIe pytajcie co, nie umiem tego ubrać w słowa. Zresztą, pewnie
przesadzam, ale to już początki zboczenia filologicznego. 🙂
Życzę Wam dobrego popołudnia. 😀
Powrót starego przyjaciela
Hej.
Wczoraj spotkaliśmy się po wielu latach rozłąki. Nic się nie zmienił. Właściwie nie mam pojęcia,
co bym bez niego zrobiła, zwłaszcza teraz, kiedy jest ze mną tak krucho. Siedzieliśmy razem tylko 10 minut,
jednak zdążyłam sobie przypomnieć wszystkie dawne chwile. Jestem mu naprawdę wdzięczna, że znów pojawił
się w moim życiu. Zawsze na mnie czeka, zawsze pomoże, nie mogę żyć bez Ciebie, mój inhalatorze. 😀 😀
Tak, tak, kiedyś musiało to nastąpić. Wczoraj byłam u lekarza i okazało się, że mam zapalenie krtani
i zatok. Dostałam antybiotyk, syrop na kaszel i polecenie, żeby inhalować się solą fizjologiczną 10 minut
dziennie. Powoli się żyję, ale umieram z gorąca. Z tego miejsca wielka prośba do @celtic1002: pożyczysz
wiatrak? Ech, wiem, że nie, bo wtedy sama będziesz się męczyć.
Kończę, ponieważ włącza mi się tryb narzekania i nie chcę Was tym zarazić.
Pozdrawiam. 🙂
Witajcie.
Wszystkim, którzy dotarli do tego momentu, gratuluję z całego serca. wiem, że to straszny tasiemiec,
ale po prostu taką miałam wenę. Tym razem zamiast życzeń miłej lektury będzie zaproszenie do dyskusji
o poszczególnych bohaterach, scenach itp. Napiszcie, co czuliście podczas czytania całości i uwagi maści
wszelkiej.
XXIV
Ani się obejrzałam, a nadszedł lipiec. Lisa, Hayley, Roger i ja staliśmy się zgraną paczką. Co najmniej raz w tygodniu robiliśmy sobie jakiś wspólny wypad. Czasem było to kino, a czasem zwykły spacer po parku. Często towarzyszyła nam Leila, która znalazła w pobliżu pracę jako opiekunka dziecięca i którą szczerze polubiłam.
***
Szesnastego obudziłam się w doskonałym humorze. Gdy tylko doprowadziłam się do porządku, sama nie wiedząc, co mną kieruje, wypadłam z pokoju, śpiewając piosenkę "The reckless and the brave" All Time Low – jednego z moich ukochanych zespołów rockowych. W przedpokoju spotkała mnie żywa niespodzianka w postaci Rogera z bukietem róż.
– Masz inną? – spytałam zaczepnie.
– No wiesz co? – z najwyższym trudem zdołał zachować powagę. – Proszę – podał mi kwiaty. Czułam, że powinnam podziękować, lecz byłam zbyt zszokowana. – Zaraz…
Zabrzmiał dzwonek do drzwi. Ciocia rzuciła nam rozbawione spojrzenie i pobiegła otworzyć.
– Przyjdą goście – dokończył.
Pierwszą osobą, którą ujrzałam była… Jane, zaś za nią wkroczyła Leila.
– Chwila, chwila – coś mi nie pasowało. – Co się tu dzieje?
Odpowiedziała mi cisza, a po chwili zbiorowe: "Wszystkiego najlepszego!".
– Jak sądzisz, skarbie – zwróciła się do mnie ciocia. – Czy to koniec?
– Powiedziałabym, że nie, ale znając was…
Jane klasnęła w dłonie.
– To początek – zaintonowała. – Miało być bardziej romantycznie, ale pani Sally stwierdziła, że nie przepadasz za robieniem pompy wokół swojej osoby. Dość tej nawijki, bo to nie główny punkt programu. Uwaga, przed wami mistrz ceremonii…
– Przecież to chyba ty – wtrąciłam zdezorientowana.
– Mylisz się – podjęła. W międzyczasie Roger gdzieś się ulotnił, co było nietypowe jak na niego. – Raz – przeszła przez pokój. – Dwa – otworzyła drzwi. – Trzy!
Powrócił mój chłopak. Wyraz twarzy miał tak uroczysty, jakby miał ogłosić czyjś pogrzeb albo… Wesele. Stanął przede mną, spojrzał mi prosto w oczy, po czym ukląkł.
– Hazel Wind, wyjdziesz za mnie?
Spodziewałam się wszystkiego (fajerwerków, pizzy, gry w butelkę, góry ciuchów, międzynarodowego festiwalu piosenki), ale nie tego. Pochyliłam się, chcąc pomóc mu się podnieść, lecz mi nie pozwolił.
– Odpowiedz.
– Nie musisz klękać! – zawołałam.
– Ale chcę – puścił do mnie oko.
– Tak! – zalałam się łzami, a gdy dziewczyny dorzuciły dla zbudowania klimatu "Hallelujah" Cohena, zrozumiałam, że już po mnie. Roger wreszcie wstał.
– Kocham cię – porwał mnie w ramiona.
– Ja też cię kocham – odparłam. – Was wszystkich, właśnie dlatego, że jesteście takimi wariatami.
***
Roger wyszedł koło północy. Długo mu machałam. Kiedy zniknął za zakrętem, dalej stałam przy oknie, patrząc w migoczące gwiazdy. Gdzieś tam daleko (a może bardzo blisko) była babcia i rodzice. Oparłam twarz o chłodną szybę. Tyle pragnęłam im powiedzieć, obdarzyć ich uśmiechem, podziękować za dobre chwile, mimo że rodzice przysporzyli mi tak wiele zmartwień. Wciąż nie miałam pojęcia, dokąd zaprowadzi mnie życie. Nigdy nie będzie usłane różami, nawet u boku Rogera, którego tak kochałam. A jednak… Rozradowana podniosłam głowę, rozłożyłam ręce, jakbym mogła ich objąć i wyszeptałam:
– Jestem szczęśliwa… Jestem szczęśliwa, tak jak chcieliście…
XXIII
Tak płynęły kolejne dni. Pogrzeb mamy, który odbył się dzień po naszym powrocie do Vancouver przeżyłam bardzo ciężko, lecz pomagała mi obecność cioci i Rogera. Dzień później zadzwoniła Hayley, prosząc o potwierdzenie przybycia na imprezę. Powiedziałam "Tak", choć nie sądziłam, że zabawię długo.
***
Powitał nas radosny gwar. Hayley uściskała mnie tak mocno, że przez chwilę byłam pewna, że połamała mi żebra. Gdy weszliśmy z Rogerem do salonu, ujrzeliśmy Lisę skuloną w odległym kącie.
– A jej co…? – szepnęłam do przyjaciółki.
– Oj tam, strzeliła focha – parsknęła tamta. – Sama nie wie, o co jej biega.
Roger spojrzał na mnie znacząco. Zbliżyliśmy się niepostrzeżenie.
– Cześć – odezwaliśmy się.
Kiedy podniosła na nas oczy, pojawiło się w nich przerażenie.
– Po co ja tu przylazłam? – spytała piskliwie. – Przepraszam was, ja…
– O nie, moja droga – przerwał jej ostro chłopak. – Pójdziemy sobie do kuchni, jako że jest pusta i poważnie porozmawiamy.
– P… poważnie? – wykrztusiła, zaczęły jej drżeć wargi. – Dobra.
Widząc naszą trójkę opuszczającą pokój, Hayley przybrała podejrzliwą minę. Gdy usiedliśmy obok siebie pod ścianą (Lisa w środku), powiedziałam:
– Coś ci leży na sercu tudzież na wątrobie. Nie zaprzeczaj. Nie należymy do światowej sławy geniuszy, ale na wzrok nam jeszcze nie padło.
Zamiast odpowiedzieć, sięgnęła do torebki. Zauważyłam, że jest roztrzęsiona; po chwili podała mi… mój pamiętnik.
– Co? – syknął Roger. – Jak mogłaś?!
– Lisa, dlaczego…? – po moich policzkach pociekły łzy. – Co ja ci takiego zrobiłam?
– Czy to nie oczywiste? Odebrałaś mi Rogera. Nienawidziłam cię… Zostawiłaś to kiedyś na wierzchu – wskazała trzymaną przeze mnie książeczkę. – Przeszło mi dopiero wtedy, gdy zniknęłaś zimą… Bałam się, że… Przegięłam i że totalnie się załamiesz… Postawiłam się w twojej sytuacji – mówiła urywanymi zdaniami. – A potem… Nie starczyło mi odwagi, żeby się przyznać… Przez ostatnie miesiące czekałam, aż wrócisz, chociaż, tak jak poprzednio, nie wiedziałam, gdzie jesteś.
– Czy ty to słyszysz?! – wybuchnął mój luby. – Ona kłamie! Wcale nie jest jej przykro! Przeprasza, bo tak wypada!
– Roger! – krzyknęłam, albowiem dziewczyna się rozpłakała. – Jesteś ślepy?!
Opuścił ramiona.
– OK – wziął głęboki wdech. – Wybacz, Lisa, poniosło mnie, ale naprawdę nie umiem w to uwierzyć.
Wyciągnęła ku niemu rękę.
– Dajcie mi szansę – poprosiła cicho. – Wiem, że nie będzie łatwo, ale chciałabym… Wszystko naprawić.
To ja pierwsza ją przytuliłam.
– Nic nie obiecuję, ale mogę spróbować.
Po chwili chłopak uśmiechnął się.
– W końcu się przyznałaś – rzekł z uznaniem, po czym i oni padli sobie w objęcia, a ja otarłam samotną łzę.
XXII
To nie mogła być prawda! Chciałam się od niej odgrodzić niezniszczalnym murem, jednak… Była nieubłagana. Nagle zawibrował mój telefon.
– Roger…? – spytałam spanikowana.
– Słońce, co ci jest? Jestem w bufecie.
– Proszę, wracaj… Ja…
– Już idę.
Rozłączył się, ja natomiast opadłam na krzesło, omal go nie przewracając. Spełniły się moje najgorsze obawy: mama zmarła. Lekarze reanimowali, stosując elektrowstrząsy, lecz nie udało im się jej uratować.
***
Zanim zasnęła na zawsze w świetle zachodzącego słońca sączącego się przez okno, zdążyła poprosić mnie o przebaczenie.
– Przepraszam cię za wszystko, córeczko… – szepnęła. – Nie chcę cię do niczego zmuszać. Jeśli mi wybaczysz, zrobisz to z własnej woli. Wiem, że nie zasługuję na nazywanie mnie matką, ale… Zależy mi na tym, byś była szczęśliwa.
To było jak deja vu z września. Babcia powiedziała mi coś podobnego.
– Wybaczam. Kocham cię – odparłam; oczy mi się zaszkliły. – Dziękuję, że zrozumiałaś…
***
Objęły mnie czyjeś ręce. Roger. Nie spodziewałam się, że przybędzie tak prędko.
– Co z mamą?
Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Pociągnęłam go za rękę, kierując się do sali. Podeszłam do łóżka mamy i dotknęłam jej ciepłego jeszcze czoła. W głębi stały dwie pielęgniarki chcące zabrać ją do kostnicy. Mój mózg nadal nie przetwarzał rzeczywistości.
– Chodź – odezwał się spokojnie Roger.
– Nie – spojrzałam na pielęgniarki. – Zróbcie coś!!!
– Proszę pani – odparła jedna z nich. – Już próbowaliśmy.
Chłopak niemal wywlókł mnie na korytarz i podprowadził do krzesła.
– Czas wyjechać – skwitowałam bezbarwnym głosem. – Załatwię tylko formalności.
***
– Jak się czujesz? – spytała z troską Jane, gdy tylko nam otworzyła.
– Jakoś – odrzekłam. – Gdyby nie Roger… Cóż, nie wiem, co bym zrobiła.
– Rozumiem. Czekaj, niech zgadnę… – udała, że się zastanawia. – Jesteście w końcu parą?
– Tak – odpowiedziałam, uśmiechając się z pewnym wysiłkiem. – Od wczoraj.
– Lepiej późno niż wcale – zachichotała, ściskając nas serdecznie. – Wchodźcie. Pościeliłam wam łóżka.
Roger poklepał ją po ramieniu.
– Dzięki – westchnął.
Nagle odezwała się moja komórka.
– Hayley? – zdziwiłam się. – To długa historia. Jutro będziemy. Sylwester u ciebie? Nie wiem… Mam żałobę po mamie. Dobra, wpadnę na chwilę. Pa.
– Ze mną – dodał mój chłopak.
– Tak – podchwyciłam. – Z Rogerem. Opowiem ci jak się zobaczymy.
Telefon zawibrował po raz kolejny.
– Hej, Hazelino – rzekł David – mój kolega poznany w Chicago.
– Hazel – jęknęłam błagalnie. – Wiem, że robisz to specjalnie.
– Dobra. Przepraszam stokrotnie, Wind.
– Nie podlizuj się. Stało się coś?
– Nie mogłaś podjąć lepszej decyzji. Przeczuwałaś coś?
– Nie… W sensie…? – spytałam nieco skołowana.
– Wiedziałaś, kiedy odejść. Wiesz, jakie tu się ładne rzeczy wyrabiają?
– David, jaśniej. Jestem padnięta.
– Okazało się, że Harry kradł te dzieła sztuki – wypalił. – Od dziesięciu lat, kapujesz? Miał mnóstwo wspólników i jeszcze więcej forsy. Złoty interes, ale nie jest na liście moich idoli.
– O… o Matko… – wydusiłam. – Skąd wiecie?
– Ja i Sue wywęszyliśmy. Ciesz się, że ciebie to nie dotyczy. Nie będziesz włóczyć się po sądach. Oprócz nas tylko John zgodził się zeznawać.
– Jestem z wami – zapewniłam go. – W sumie… Mogę być anonimowym świadkiem. Wiesz, na odległość.
– Dziękuję – odrzekł zaskoczony. – Nawet nie myślałem, żeby cię o to prosić.
– Drobnostka. Mamy małą bandę uczciwych. Może być ciężko, ale sobie poradzimy.